Jako trener mindfulness i osoba, która niejednokrotnie stanęła na małej scenie z instrumentem w ręku, wiem, jak potężna potrafi być trema. Wiem też, jak bardzo umysł potrafi nas wtedy „podgryzać”: zagrasz za cicho, nie trafisz w ton, nie jesteś wystarczająco dobry. W moim ciele objawiało się to napięciem w klatce piersiowej, przyspieszonym biciem serca i poczuciem, że najchętniej uciekłbym z sali. Dziś, z perspektywy nauczyciela uważności, widzę, jak bardzo ta reakcja miała sens — i jak bardzo da się z nią pracować.
W tym artykule chcę podzielić się z Tobą nie tylko teorią, ale i osobistą perspektywą – zarówno amatorskiego muzyka, jak i osoby, której ciało, umysł i dusza są splecione z energią Panny, Barana i Strzelca. Bo to właśnie te archetypy nauczyły mnie, że z tremą nie trzeba walczyć. Można ją objąć. A nawet zaprzyjaźnić się z nią – dzięki uważności.
Czym jest trema i skąd się bierze?
Trema to nie tylko zwykły stres. To bardzo pierwotny lęk, który często pojawia się wtedy, gdy mamy zostać „zobaczeni” przez innych. Lęk przed oceną, przed porażką, przed byciem niedoskonałym. Brzmi znajomo? Perfekcjonizm, dbałość o szczegóły a przedewszystkim chęć by wypaść jak najlepiej to cechy, które są siłą, ale też źródłem napięcia, gdy coś wymyka się spod kontroli.
W takich momentach pojawiają się myśli: „A co jeśli się pomylę?”, „A jeśli ktoś mnie skrytykuje?”, „Nie jestem wystarczająco dobry, by wyjść na scenę”. To, co zaczyna się w głowie, bardzo szybko przenosi się do ciała: napięcie mięśni, suchość w ustach, drżenie rąk, przyspieszone tętno, czasem nawet mdłości.
Nie bez powodu wiele osób rezygnuje z publicznych wystąpień czy scenicznej ekspresji – bo ciało dosłownie mówi „zagrożenie!”. I właśnie tu mindfulness ma do odegrania kluczową rolę.
Mindfulness: obecność, która transformuje
Mindfulness, czyli uważność, to praktyka świadomego, nieoceniającego bycia tu i teraz – z tym, co jest. Bez konieczności ucieczki. Bez potrzeby zmieniania siebie na siłę. To jak światło latarki, które możemy skierować na swoje ciało, emocje i myśli – i powiedzieć sobie: Widzę Cię. Jesteś mile widziana. Jesteś mile widziany.
Gdy praktykujemy uważność, zaczynamy zauważać, że lęk – także ten sceniczny – nie musi nas kontrolować. Możemy poczuć go w ciele, zauważyć jego pulsowanie, usłyszeć głos wewnętrznego krytyka – i nie utożsamiać się z tym. To nie my jesteśmy tremą. To tylko chwilowa fala, którą da się przetrwać.
Dla mnie, z Księżycem i Jowiszem w Baranie, nauka reagowania spokojem zamiast impulsem była kluczowa. Ten ognisty znak chciałby „działać natychmiast” – uciekać albo walczyć. Ale medytacja nauczyła mnie, że można też wybrać trwanie. Oparcie się na oddechu, rozpoznanie tego, co żywe w ciele. To Baran w dojrzałej wersji – odważny nie dlatego, że nie czuje strachu, ale dlatego, że umie być z nim obecny.
Ciało mówi prawdę – ucz się go słuchać
Z perspektywy trenera mindfulness uczę moich uczestników, że ciało jest naszym sprzymierzeńcem. Gdy ogarnia Cię trema, zamiast „spinać się jeszcze bardziej”, możesz zatrzymać się i zadać sobie pytanie: Co teraz czuję? Gdzie w ciele to się pojawia? Czy mogę zrobić miejsce na to uczucie, zamiast z nim walczyć?
Czasem wystarczy położyć dłoń na klatce piersiowej i powiedzieć sobie: To naturalne. Jesteś bezpieczny. Masz prawo czuć tremę. Takie małe akty życzliwości potrafią zdziałać cuda. Dla kogoś z Wenus, Marsem i Słońcem w Pannie – znakach racjonalnych i krytycznych – nauczenie się czułości wobec siebie było jak nowe otwarcie.
Neurobiologia uważności – co się zmienia w mózgu
To nie tylko duchowa praktyka – medytacja naprawdę zmienia nasz mózg. Regularna praktyka wpływa na obniżenie aktywności ciała migdałowatego (ośrodek lęku), a zwiększa aktywność w korze przedczołowej (centrum refleksji i spokoju). Zwiększa się także objętość istoty szarej w hipokampie – strukturze odpowiedzialnej za pamięć i uczenie się.
W skrócie: dzięki medytacji stajemy się mniej impulsywni, bardziej zrównoważeni i odporni psychicznie. Nasz układ nerwowy uczy się wracać do równowagi szybciej. Dla mnie, było to szczególnie istotne – bo choć z natury jestem optymistą, to wewnętrzna dyscyplina i spójność dają mi realne poczucie siły.
Scena jako przestrzeń wzrostu
Gdy zacząłem inaczej patrzeć na tremę – nie jako na wroga, ale jako na posłańca – moje występy zmieniły się diametralnie. Scena stała się dla mnie nie miejscem testowania własnej wartości, ale przestrzenią kontaktu z życiem. Z innymi. Z autentycznością.
To, że pojawia się stres, nie znaczy, że robisz coś źle. Wręcz przeciwnie – często oznacza to, że robisz coś ważnego. Coś, co Cię porusza. Coś, na czym Ci zależy. Czy to nie piękne?
Mindfulness nie sprawia, że trema znika. Ale sprawia, że możesz być z nią w zgodzie. Że możesz oddychać, stać stabilnie na nogach i robić swoje – nawet jeśli serce bije szybciej. To ogromna ulga.
Jak zacząć praktykę?
Nie musisz od razu siadać na poduszce na godzinę dziennie. Zacznij od 5 minut. Od oddechu. Od prostego pytania: Gdzie teraz jestem? Co czuję w ciele?
Oto kilka prostych wskazówek:
Przed wystąpieniem – znajdź chwilę ciszy. Połóż dłonie na brzuchu. Oddychaj głęboko. Poczuj swoje stopy.
W trakcie – jeśli zauważysz, że umysł zaczyna krytykować, wróć do oddechu. Do dźwięku. Do światła w sali.
Po występie – nie analizuj zbyt szybko. Zatrzymaj się. Podziękuj sobie. Docenić swoje zaangażowanie – nawet jeśli coś poszło „nieidealnie”.
Podsumowanie
Trema to część ludzkiego doświadczenia – i nie musi być przeszkodą. Dzięki uważności możemy nauczyć się z nią być, oswajać ją i znajdować w niej siłę. Możemy przejść od paraliżu do obecności. Od lęku do odwagi. Od perfekcji – do autentyczności.
Jeśli chcesz spróbować tej drogi – zapraszam. To podróż, która może odmienić nie tylko Twoje wystąpienia, ale i codzienne życie.
Najnowsze komentarze